Wyprawa do Gruzji śni Wam się po nocach? Nam też się śniła. Dlatego zapraszamy na jeden z najpiękniejszych szlaków górskich na świecie - na trekking po wysokim Kaukazie. A konkretnie na tygodniową wyprawę po magicznym, mistycznym miejscu Gruzji. Na trasę z Omalo w Tuszetii do Juty w Chewsuretii. Na dobry początek dzień pierwszy, czyli droga do Omalo, stolicy regionu Tuszetia. Poczytajcie o naszych przygodach, bo trochę ich się nazbierało. W kolejnych odcinkach opiszemy następne etapy tego niezapomnianego trekkingu.

Gruzja wyprawa trekking

Trekking Tuszetia - Chewsuretia - fot. Aga Zielonka


Od razu zaznaczmy: to nie jest standardowa wycieczka do Gruzji. Niczego nie ujmując wycieczkom. Trekking z Tuszetii do Chewsuretii to propozycja dla zapalonych wędrowców. Osób, które kochają górskie wyprawy, długie wędrówki, są otwarte na przygody. A także na spanie w namiotach pod rozgwieżdżonym niebem i czasami na brak zasięgu w komórce. Niezbędna jest dobra kondycja, ale też bez przesady. To nie jest trasa wyłącznie dla zawodowców. Nie jest trudna technicznie, po prostu swoje trzeba przejść. No i podejść. Krajobrazy wynagrodzą jednak wszystko.

Zaczynajmy. Najlepiej od kilku najważniejszych informacji i filmu z tego pięknego zakątka Gruzji:

Trekking do Tuszetii i Chewsuretii, kilka podstawowych informacji o tej wyprawie do Gruzji
Czasami można przeczytać, że w pasterskiej Tuszetii i sąsiedniej, skalistej Chewsuretii mogłyby być kręcone sceny do „Władcy pierścieni”. Albo do innych filmów. Soczyste, zielone, górskie łąki w Tuszetii opanowanej przez pasterzy z owcami. Przełęcze i wysokie szczyty. Skaliste krajobrazy, zwłaszcza w Chewsuretii, nazywanej krainą poetów uwięzionych wśród skał. W obu regionach krystalicznie czyste potoki. Niejeden z nich trzeba przejść. Zapomniane wioski i wielowiekowa historia.

Więcej: Przeczytaj program trekkingu przez Tuszetię i Chewsuretię. Zapisz się na niezapomnianą przygodę

Ale dostać się tam, to wcale nie taka bułka z masłem. Do Tuszetii, schowanej za przełęczami, nie kursuje transport publiczny. Żadne marszrutki, bo po prostu nie poradzą sobie na górskiej, szutrowej drodze prowadzącej do stolicy regionu Omalo. Dostać się tam można autem 4x4, na pace ciężarówki, na koniu albo pieszo. Rowerem też się da, ale wymaga to pokonania sporych przewyższeń.

Omalo trekking Gruzja
Droga do Omalo, stolicy Tuszetii

I jeszcze jedna uwaga. Jeśli chcecie jechać do Omalo w Tuszetii, poszukajcie doświadczonych, sprawdzonych kierowców. Droga uchodzi za jedną z najniebezpieczniejszych na świecie. Może i trochę w tym przesady, bo każdy taki ranking jest mocno subiektywny, ale co jakiś czas dochodzi tam do śmiertelnych wypadków. Upamiętniają je kapliczki, przy których stoją butelki z alkoholem.

Droga do Omalo: co pewien czas można spotkać kapliczki, a przy nich wino. W Gruzji toasty za przodków to element tradycji

W Gruzji, jak pewnie wiecie, wznosi się toasty za przodków. Pije się je „bolomde”, czyli do dna. Przecież im więcej wypijemy z naszych ziemskich kielichów, tym bardziej kielichy napełniają się naszym przodkom, którym także coś „od życia” się należy. Tyle, że w zaświatach. Na drodze do Omalo kapliczek i przepaści nie brakuje, więc niedoświadczeni albo zbyt brawurowi kierowcy lepiej, aby nie wsiadali za kółko. Z „nizin” do Omalo mamy niespełna 80 kilometrów, ale trzeba nastawić się na kilka godzin spokojnej jazdy okraszonej wspaniałymi widokami na Kaukaz. I zdecydowanie lepiej pokonywać ją za dnia. Dla widoków i dla bezpieczeństwa.

Droga do Tuszetii - film:

Ta wyprawa do Gruzji to również poznanie unikalnej kultury i tradycji górskich regionów. Tuszetia i Chewsuretia to nie tylko uczta dla oczu i wspaniałe krajobrazy każdego dnia. Warto zagłębić się w historię, kulturę i tradycję obu regionów. W obu silne są pogańskie wierzenia. Do Tuszetii nie wolno wwozić wieprzowiny, nie jada się jej na miejscu. To kolejny przejaw synkretyzmu religijnego. Silne są tutaj wpływu judaizmu, islamu, wierzeń pogańskich oraz oczywiście chrześcijaństwa. W Tuszetii nasilniejsze są jednak lokalne wierzenia i tradycje przekazywane z pokolenia na pokolenie. Znajdziemy tu również święta miejsca oraz kapliczki– chati poświęcone najczęściej lokalnym bóstwom chroniącym wieś czy wspólnotę. Wstęp do chati mają tylko mężczyźni. Kobiety mają zakaz wstępu do tego typu miejsc, by nie rozgniewać bogów.

Więcej: Przeczytaj o kok-boru, szalonej grze koczowników

Bardzo ważnym zwierzęciem jest koń, od wieków główny środek transportu. Na Kaukazie koń czasami był grzebany razem z jeźdźcem. W Tuszetii nadal organizowane są wyścigi konne przy okazji lokalnych świąt lub ku czci zmarłego. Wokół konia krążą inne zwyczaje i wierzenia. Zgodnie z miejscowym zwyczajem, ten kto jechał na koniu, przy wjeździe do wioski, powinien z niego zejść. Był to wyraz szacunku i pokojowych zamiarów wobec mieszkańców. Przecież ten, kto nie zsiada z konia, oznaczał wroga, najeźdźcę.

W obu regionach zobaczymy także wieże, ale o nieco innym kształcie niż np. te w Swanetii. Są bardziej smukłe. Zbudowano je przed wiekami. Pełniły różne role: ostrzegawcze - przed wrogiem np. z Czeczenii lub Dagestanu, obronne oraz oczywiście mieszkalne.

Koń Tuszetia
Fot. Aga Zielonka

Trekking do Tuszetii, czyli nasza pierwsza wyprawa do serca i tradycji Gruzji
O Tuszetii myśleliśmy od wielu, wielu lat. To przecież wciąż mniej znany, niezadeptany, w pewnym stopniu dziewiczy region Gruzji.

Pierwsze podejście do trekkingu mieliśmy w październiku 2011 roku. Dodajmy, że październik to właściwie ostatni dzwonek na odwiedzenie tego regionu. Na tzw. totalnym spontanie postanowiliśmy spróbować.

- Albo wam się uda i zdążycie przed śniegiem, albo dojedziecie co najwyżej pod przełęcz Abano. Wtedy będziecie musieli zawrócić – ostrzegli mnie znajomi Gruzini.

Ich słowa okazały się prorocze, ale o tym za chwilę.

Był początek października 2011 roku. Mój kolejny wypad na Kaukaz. Wtedy, w 2011 roku, do Gruzji przyjechałem wraz z Darkiem, przyjacielem poznanym na studiach w Poznaniu. Początkowy plan był taki, aby jechać do Abchazji. Ale nie dostaliśmy z tamtejszego „Ministerstwa Spraw Zagranicznych” pozwolenia na wjazd do Abchazji. Postanowiliśmy, że na miejscu, w Gruzji, znajdziemy sobie inne atrakcje.

Trekking Gruzja Tuszetia
Droga do Omalo, stolicy Tuszetii

Krótko po przylocie trafiliśmy do Tani, mojej znajomej lekarki z Tbilisi. Dobrej duszy, która przygarnęła mnie i ugościła podczas mojego pierwszego pobytu w Gruzji, w 2005 roku.

Gdy odwiedziłem ją któryś kolejny już raz, właśnie w październiku 2011 roku, akurat zbliżał się weekend. Tania wybierała się na swoją daczę w Lagodechi, przy granicy z Azerbejdżanem. Spędzała tam chyba każdą wolną chwilę. Razem z nią, jej synem Dimą i Darkiem wsiedliśmy więc do jej żółtego daihatsu i pomknęliśmy jeszcze bardziej na wschód Gruzji. Potem, siedząc sobie przy winie w Lagodechi, zastanawialiśmy się, co dalej. Ktoś z miejscowych rzucił temat o przepięknej, wciąż mało znanej Tuszetii, krainy gdzieś wysoko w górach, pustej o tej porze roku. Słyszałem i czytałem o niej już wcześniej, więc długo się nie zastanawialiśmy. Mieliśmy czas, żadnych konkretnych planów, a przede wszystkich chęć na wyprawę w nieznany region Gruzji.

Październik to początek zimy w Gruzji, na wysokim Kaukazie. Trzeba to wziąć pod uwagę planując trekking
Po rozmowach z Tanią oraz miejscowymi Gruzinami wiedzieliśmy, że w październiku może być trudno tam się dostać. Bo październik oznacza pierwsze śniegi w Tuszetii i odcięcie tego regionu od Kachetii i pozostałych regionów Gruzji. Mieszkające w Tuszetii rodziny, właśnie przed październikowymi śniegami i zimą, zjeżdżają do Kachetii. Na nizinach spędzają zimę. W Tuszetii, która zimą w Gruzji jest odcięta od świata, od lat zostawało niewiele rodzin. Łączność z nizinami miały jedynie z powietrza, jeśli przyleciał helikopter. Górska droga prowadząca do Tuszetii, która może nigdy nie będzie asfaltowa, zimą w Gruzji jest przecież właściwie nieprzejezdna.

Mimo to pewnej niedzieli w październiku 2011 roku wraz z Darkiem znaleźliśmy się w marszrutce jadącej z Lagodechi do Telavi, stolicy Kachetii. Z Telavi przesiadka na marszrutkę do Kvemo Alvani, gdzie mieliśmy w niedzielne popołudnie znaleźć auto 4x4 na Omalo. Czyli do stolicy Tuszetii.

Tyle teoria. W praktyce nie było tak łatwo. O ile do Kvemo Alvani bez problemu dotarliśmy transportem publicznym jakoś około południa, dalej zaczęły się schody. W październiku, czyli de facto na samej końcówce sezonu na trekking po Tuszetii i Chewsuretii, trudno znaleźć w okolicy innych turystów. Trudno więc znaleźć chętnych na wspólne wynajęcie terenówki, która zawiezie nas po górskiej drodze, do Omalo – stolicy Tuszetii. Upłynęło wiele godzin, i wiele litrów wina, zanim znaleźli się kolejni chętni na wspólną podróż. Oraz na podział niemałych kosztów transportu.

Jak to w Gruzji, oczekiwanie na transport umiliło nam picie domowego wina. Najpierw winem poczęstował nas jeden z mieszkańców Kvemo Alvani. Czatowaliśmy więc na transport do Tuszetii, siedząc z plecakami w centrum wioski i z winem w plastikowej butelce. Przez kilka godzin podziwialiśmy też przejeżdżające pojazdy, w tym bryczki i powozy ciągnięte przez konie lub osły. Taki lokalny koloryt. Potem „przejął” nas Gela, miejscowy biznesmen. Właściciel hotelu, choć tak naprawdę był to dość skromny pensjonat. Gela był także właścicielem miejscowej stacji paliw.

Kvemo Alvani Gruzja
Leniwe popołudnie w Kvemo Alvani


Kto w Kvemo Alvani zabierze nas do marani? Pan Gela ma kilka tysięcy litrów wina. Wszystko na prywatny użytek
Gdy nastało popołudnie i po kilku godzinach oczekiwania było wiadomo, że nie znaleźliśmy transportu w akceptowalnej cenie i za jasnego nie dojedziemy do Tuszetii, z pomocą przyszedł właśnie Gela. Zaproponował nocleg w swoim opustoszałym „hotelu” w Kvemo Alvani oraz wino. Mnóstwo wina.

- Nocleg 20 lari od osoby, wino bezpłatnie, ile chcecie – zakomunikował nam Gela.

Po chwili siedzieliśmy już w jego piwniczce – marani, gdzie z dumą zaprezentował swoje zbiory. Niedawno skończyło się winobranie. W beczkach stało kilka tysięcy litrów wina.

- Na potrzeby rodziny i moich gości – rzucił Gela, a my zrobiliśmy wielkie oczy. - Bierzcie wężyk i ściągnijcie sobie wina do baniaka.

marani Gruzja
Marani pana Geli w Kvemo Alvani

Zaszczytu ściągania wina dostąpił Darek. Szło mu naprawdę nieźle. W marani spędziliśmy kilka kwadransów wysłuchując kolejnych opowieści pana Geli o winie. Po czym w naprawdę dobrych humorach pojechaliśmy do hotelu. A że dzień jeszcze się nie kończył, poszliśmy na pieszą wycieczkę. Do katedry Alawerdi (Alaverdi). Z Kvemo Alvani to tylko kilka kilometrów w jedną stronę. Katedra Alaverdi przez wiele lat była najwyższym obiektem sakralnym w Gruzji. Palmę pierwszeństwa, w wysokości, zabrał kachetyńskiej katedrze dopiero Sobór Świętej Trójcy. Został wybudowany w Tbilisi na początku XXI wieku, m.in. za pieniądze milionera Bidziny Ivaniszwili, w przyszłości nieformalnego zarządcy Gruzji.

Alawerdi Katedra
Katedra Alaverdi

Po wizycie w Alaverdi dość szybko się ściemniło. Z myślą, że następnego dnia musimy rano znaleźć jakiś transport do Omalo w Tuszetii, poszliśmy spać. Byliśmy sami w „hotelu” pana Geli.


Zima w Gruzji za pasem, dlatego marzenia o trekkingu trzeba było odłożyć
Październikowy poranek przyniósł gorszą pogodę i deszczowe chmury. Szczyty Kaukazu schowały się gdzieś za chmurami. Były też i dobre wiadomości, mieliśmy transport. Miejscowy kierowca Amiran – wróci w drugim odcinku naszej opowieści - zgodził się zawieźć nas za akceptowalną cenę. Stało się tak, bo znalazło się jeszcze dwóch Gruzinów chętnych na podróż. Amiran oznajmił, że będzie wracał z Tuszetii do Kachetii za kilka dni, więc wtedy zabierze nas z powrotem. Zadowoleni takim obrotem sprawy, pakując plecaki do samochodu, snuliśmy już plany trekkingów z Omalo.

Czytaj też: Inne regiony Gruzji też mają swoje tradycje. Czym jest lelo burti?

Szybkie zakupy w okolicznym sklepie – nasi gruzińscy towarzysze wzięli konserwy rybne, ciastka i wódkę – po czym ruszyliśmy w drogę. Początkowo nic nie zapowiadało, że wyjazd zakończy się fiaskiem. Na dole pogoda nie była jeszcze taka zła. Ale to że w Gruzji nadchodzi zima, w jej górskiej części, było widać wraz z kolejnymi przejechanymi kilometrami. Najpierw przedzieraliśmy się przez stada owiec i koni spędzanych z pastwisk w Tuszetii do znacznie cieplejszego rezerwatu Waszlowani (Vashlovani). Zimą panują tam całkiem wysokie temparatury, dlatego stada wędrują właśnie do Waszlowania, by z początkiem wiosny wrócić do Tuszetii. Na zielone łąki i pastwiska.

Stada owiec, które zobaczyliśmy krótko po wyjeździe z Kvemo Alvani, były pierwszym poważnym ostrzeżeniem. Skoro one i pastrze opuścili Tuszetię, to znaczy, że w górach zima za pasem.

Droga Tuszetia
Droga do Tuszetii - październik 2011

Czy zdążymy przejechać przełęcz?

Kolejne kilometry trasy rozwiewają złudzenia. Im bliżej przełęczy Abano, tym coraz więcej śniegu na zboczach. A pod samą przełeczą Abano, położonej aż na wysokości 2826 m.n.p.m., droga zasypana śniegiem. Nie pomagają łańcuchy i napęd 4x4. Żaden z samochodów, które próbują dostać się do Tuszetii, nie jest w stanie podjechać. Choć wiemy, że Abano to w sumie ostatnia, najwyższa przeszkoda do pokonania, czujemy, że trzeba będzie znowu zmienić plany.

Tuszetia pod Abano
Za chwilę nasa podróż się skończy. To znaczy nadejdzie czas na odwrót spod przełęczy

- Droga zamknięta – oznajmił po rosyjsku nasz kierowca Amiran i dał sygnał do odwrotu. Zrobiliśmy pożegnalne zdjęcia pod przełęczą. Wszędzie biało. Po chwili wracamy, a w duchu myślimy sobie, ze Tuszetia nam nie ucieknie. Jeszcze tu wrócimy na trekking, tyle że o innej porze roku. Najlepiej latem.

Tuszetia
Choć droga zamknięta, Amiranowi dopisywał humor. Czym tu się martwić?

Do Kvemo Alvani docieramy niespiesznie. Stajemy po drodze na zdjęcia oraz na skromny obiad podlany rosyjską wódką. Jesteśmy głodni, a poza tym nasi gruzińscy towarzysze stwierdzają, że nie ma co zabierać do domów zrobionych wcześniej zapasów. Na stole lądują więc konserwy rybne, chleb, pomidory, no i wódka. Rosyjska.

Tuszetia powrót
Skoro wracamy, nadszedł czas na małą Suprę :-)

Po południu meldujemy się w Kvemo Alvani, skąd czmychamy do Telavi, a stąmtąd do Tbilisi. Mamy już nowy plan na kolejne dni. Bardziej realny, jak na tę porę roku. Tak oto w 2011 roku kończy się nasz pierwszy, krótki i nie do końca udany kontakt z Tuszetią.

Do dwóch razy sztuka. Tym razem trekking się uda, bo do Tuszetii jedziemy latem
Minęło prawie 8 lat, zanim znowu jechałem drogą przez Kvemo Alvani do Omalo w Tuszetii. Tym razem wyjazd nie był już na spontanie, nie na zasadzie „może się uda zdążyć przed śniegiem i zimą w Gruzji”. Mamy już biuro Kavkaz Brothers i po zorganizowaniu wielu wycieczek po Gruzji, chcemy także zabrać naszych znajomych i nieznajomych na trekking. Właśnie do Tuszetii i Chewsuretii, by przekonać się czy to najpiększniejszy trekking w Gruzji?

Tym razem nie ma miejsca na spontan. Termin tej wyprawy do Gruzji wyznaczamy na sierpień. Droga do Omalo powinna być przejezdna.

Z początkiem sierpnia 2019 roku w marszrutce do Telavi, gdzie czeka na nas kierowca ze swoją terenową Delicą, jadą: Ola, Gosia, Piotrek, Tomek zwany Prezesem i ja, czyli Łukasz :-) W Omalo czekają na nas jeszcze Monika, która będzie liderką naszej wyprawy oraz drugi Tomek. Łącznie siedem osób. Kameralna, zwarta grupa, która razem przejdzie trasę z Tuszetii do Chewsuretii.

Nasza "wesoła" delica w drodze do Omalo w Tuszetii. Sierpień 2019 r.

Zanim jednak pierwszego dnia wyprawy wyruszymy z Telavi do Omalo, czas na zakupy w stolicy regionu Kachetia. Na bazarze w Telavi z budżetu naszej wyprawy kupujemy warzywa, owoce, kaszę, ryż i inne przysmaki. Oraz koniak i wino. Przydadzą się na długie letnie wieczory, które nas czekają. Zabieramy przede wszystkim sporo jedzenia, bo przecież podczas tygodniowego trekkingu mamy noclegi nie tylko w agroturystykach, gdzie gruzińscy gospodarze przygotują dla nas śniadania i kolacje. Przed nami także dwa noclegi w namiotach, w „środkowej” części trekkingu. Na łąkach – obozowiskach będziemy sami sobie gotować.

Bazar w Telavi, podobnie jak inne takie miejsca w Gruzji, jest świetnie zaopatrzony

Mamy zatem sierpień 2019 roku. Pełnia lata. Zima w Gruzji zacznie się dopiero za kilka miesięcy. Wiemy, że plany dojazdu do Omalo może nam tym razem pokrzyżować jedynie coś niespodziewanego. Jakaś ulewa, jakieś zalanie drogi czy oberwanie zbocza. W takim przypadku musielibyśmy poczekać na uprzątnięcie drogi. Ale jesteśmy dobrej myśli. Zaopatrzeni w jedzenie, dobre napitki, a przede wszystkim w świetną gruzińską muzykę, ruszamy w kilkugodzinną podróż z Telavi do Omalo. Muzyka była tak dobra, że nasz gruziński kierowca będzie potem szukał w Omalo laptopa, by przerzucić sobie przygotowaną przez nas gruzińską muzykę :-) Głównym motywem ścieżki dźwiękowej – muzyka Niaza Diasamidze.

Atfmosferę dopełniły widoki, zwłaszcza te powyżej poziomu chmur. A także toasty, choćby na przełęczy Abano.

Omalo
W drodze do Omalo - ponad chmurami

Do Omalo dotarliśmy po kilku godzinach, już się ściemniało. Niestety, nie było czasu na skorzystanie ze źródeł termalnych, które tryskają po drodze do Omalo. Było za to mnóstwo czasu na podziwianie pięknych widoków.

Przełęcz Abano
Tak wygląda przełęcz Abano przy ładnej pogodzie - fot. Aga Zielonka

Tuszetia trekking wyprawa
Tuszetia - droga do Omalo

Następnego dnia czekał nas początek wędrówki, ale o tym już w drugim odcinku, który już niebawem pojawi się na naszym blogu.

Do przeczytania już niebawem :-)

Masz pytania? Skontaktuj się już teraz!

Tomek

+995 558 154 189

info@kavkazbrothers.com

 

Łukasz

+48 693 868 462

info@kavkazbrothers.com

Kavkaz Brothers

"Kavkaz Brothers" 

Angisa Street 78/109,

Batumi 6000, Gruzja - Georgia

Organizator działa w oparciu o przepisy prawa gruzińskiego. Działalność Organizatora jest zarejestrowana na terenie Gruzji.